
Główną regułą w muzyce metalowej jest: „zagraj to ku*ewsko głośno”. Zasada, jak najbardziej akuratna w cięższym brzmieniu, ma swoje odbicie w świecie urządzeń wskazujących, z klawiaturami na czele. Lubimy soczyste kliki i wibrujące tapnięcia, a korzystanie z gadżetów, które stawiają na „mięsistość” doznań z wciskania, dotykania, smyrania i gładzenia sprawia nam zwyczajną frajdę.
Haptyka. Ów, pochodzenia greckiego (haptikós – dotykowy), termin odnosi się do wrażeń sensorycznych opartych na kontakcie z danym przedmiotem i jego właściwościami fizycznymi: temperaturą, szorstkością, delikatnością, kruchością, elastycznością itd. Innymi słowy: to w jaki sposób dany przedmiot reaguje na dotyk sprawia nam mniejszą lub większą radochę.
Przykładem niech będzie dzisiejsza motoryzacja idąca w stronę ekranów dotykowych zastępujących dźwignie, przyciski i przełączniki. Ktoś powie, że to fajne, eleganckie i nowoczesne, doskonały przykład minimalizmu w technologii. A dziesięc minut później wypierdzieli w drzewo, bo chciał tylko włączyć spryskiwacz, ale zamiast patrzeć na drogę zaczął szukać tej funkcji w ustawieniach komputera pokładowego. Takie rozwiązanie nie jest ani praktyczne, ani bezpieczne, ani nie daje nawet połowę tej satysfakcji co zwykłe pociągnięcie za wajchę.
To samo jest w urządzeniach wskazujących komputera. To z nimi mamy bezpośredni kontakt, to one służą dzień w dzień przez wiele lat. Ich obsługa MUSI być wygodna, intuicyjna i przyjemna, nie ma zmiłuj.

Pokuszę się o odważne stwierdzenie, że odpowiednia haptyka jest drugą najważniejszą cechą klawiatury komputerowej, zaraz po niezawodności, a na równi z ergonomią. Pal licho światełka, Bluetooth, huby USB czy inne szmery-bajery. Jeśli nie czujemy satysfakcji z wciskania klawiszy, to sprzęt nam zwyczajnie nie podejdzie. Albo z drugiej strony:
Gdy uderzając w enter
czujemy jakoby zabił Dzwon Zygmunta,
spacja brzmi jak przeładowanie dwururki,
a backspace wchodzi płynnie jak gorący nóż w masło,
to ręce aż same się rwą do klepania w klawisze.
W ciągu ponad 20 lat pracy i zabawy z komputerami, przez moje palce przeszło sporo różnych klawiatur:
- zwykłe i multimedialne
- przewodowe, BT i z „donglem”
- wysoko- i niskoprofilowe
- standardowej wielkości, TLK i mniejsze
- mechaniczne, membranowe i nożycowe
Tak bogaty wachlarz doświadczeń pomógł mi jasno zdefiniować swoje potrzeby w kontekście tego jaka powinna być Klawiatura Doskonała. Dzisiaj na warsztat weźmiemy model Moon104 od Mageege i zastanowimy się czy poszukiwania Świętego Graala wśród klawiatur wreszcie dobiegły końca. A jeśli nie, to czego zabrakło do ideału.
Domownicy w końcu zasnęli. Cień przemieścił się po pokoju uważnie stawiając kroki, tak aby nie nadepnąć na zdradliwe, bardziej skrzypiące elementy parkietu. Delikatnym ruchem dłoni wybudził maszynę ze snu, a ta już po chwili rozpoczęła pracę z ledwie słyszalnym szumem wentylatora. Zasiadłszy przed monitorem, wygodnie ułożył nadgarstki przed klawiaturą. Pierwszy palec z impetem uderzył w klawisz. Rozpoczęła się symfonia grozy.

Moon jest moją drugą klawiaturą mechaniczną, zaraz po opisywanym wcześniej One-up K8S. Z przytoczonej recenzji jasno wynika, że poprzednik okazał się całkiem porządnym sprzętem, co zatem skłoniło mnie do poszukiwania zamiennika?
Kuba! Czy ty jesteś nienormalny?!
Teksty może nie aż tak dosadne jak powyższy, ale w podobnym stylu, płynące z ust mojej najdroższej małżonki, która nawet zza ściany słyszała jak walę w klawisze próbując coś napisać przed spaniem. Niebieskie przełączniki są wyjątkowo głośne i o ile mnie samemu to się podoba, o tyle osoby postronne często nie podzielają tego zdania. One-up poszedł na półkę, a jego miejsce zajęła membranówka K400r od Logitecha. Ma wiele zalet, ale niestety przyjemność z pisania do nich nie należy.

Pomysł na kupno nowego pisadła dojrzewał powoli. Długo zastanawiałem się jakie cechy będą najważniejsze dla mojego stylu użytkowania jako programisty, bloggera i okazjonalnego gracza w jednym.
Biorąc pod uwagę, że na biurku mam dwa komputery: własny i firmowy, chciałem móc korzystać z obu za pomocą jednej klawiatury, bez konieczności przekładania kabli. Ponadto, co już zaznaczyłem: sprzęt musi być cichy, ale wciąż dawać przyjemne doznania haptyczne zarezerwowane z reguły mechanikom. Ostatnim atutem którego poszukiwałem było podświetlenie, mocno umilające pracę późnymi wieczorami.
Spełnieniem wszystkich tych życzeń okazał się Moon104,
czyli niskoprofilowy mechanik z brązowymi switchami,
podświetleniem RGB oraz możliwością pracy w trybie
przewodowym lub radiowym (dongle + BT).


Jak na sprzęt z niższej półki przystało, w pudełku znajdziemy tylko najpotrzebniejsze rzeczy:
- przewód USB-A/USB-C
- chwytak do ściągania „czapek” (ang. keycap)
- mini instrukcja w jęz. angielskim
- 9 zapasowych czapek
Szczególnie spodobały mi się te keycapy, które są w kolorze czerwonym i pozwalają trochę spersonalizować produkt wymieniając szare klawisze funkcyjne na nowe, w bardziej żywych barwach.
Ogólnie klawiatura sprawia wrażenie solidnej, waży ponad kilogram, z wierzchu metalowa, od spodu tworzywo sztuczne. Ma odchylane gumowane nóżki zapewniające dodatkową przyczepność, ale nawet i bez nich trudno przypadkiem przesunąć urządzenie po blacie biurka. Nic się nie ugina nawet przy mocniejszym dociśnięciu klawisza, nic nie trzeszczy.
W kwestii wykonania nie mam żadnych zastrzeżeń.


Układ klawiszy jest absolutnie standardowy, prawie dokładnie taki sam jak jak w mojej pierwszej klawiaturce kupionej ponad dwie dekady temu. Różnicą jest przycisk funkcyjny „Fn” oraz oczywiście „Win” wywołujący menu start. Sam „Win” można zablokować, co okazuje się przydatne w grach, gdzie przypadkiem naciśnięty, potrafi wyrzucić nas do pulpitu. Po wduszeniu kombinacji „Win + Fn” klawisz Windowsa zostanie uśpiony i pozbawiony jakichkolwiek funkcji.
Cieszy również brak dedykowanego klawisza CoPilot,
który niemożliwie mnie wnerwia w firmowym laptopie.
Choć Mageege ma swojej ofercie klawy z innym rozkładem klawiszy, celowo zdecydowałem się na klasykę. Nie rozumiem podniety modelami TLK bez bloku numerycznego. Miejsca na biurku mi nie brakuje, a kiedy klawisze są bardziej rozproszone to łatwiej bez patrzenia wcelować w ten właściwy.

To, że poza 104 standardowymi klawiszami nie znajdziemy nic dodatkowego, wcale nie oznacza, że zabrakło fukcji multimedialnych. Te, owszem są, ale ukryte pod skrótami z wykorzystaniem przycisku „Fn”, zupełnie jak w laptopach. Z drugiej strony nie ma ich wcale tak wiele:
- „Fn + F1” Mój komputer
- „Fn + F2” Domyślna przeglądarka
- „Fn + F3” Domyślny klient poczty
- „Fn + F4” Wyszukiwarka Windows
- „Fn + F5” Domyślny odtwarzacz muzyczny
- „Fn + F6” Play/Stop
- „Fn + F7” Następny utwór
- „Fn + F8” Poprzedni utwór
Nie dostajemy żadnego dedykowanego oprogramowania,
więc jeśli chcecie pogrzebać w sofcie, dodać nowe skróty,
macra czy spersonalizować oświetlenie to
tu takiej opcji nie znajdziecie.


Skoro już o ledach mowa, to w omawianym egzemplarzu znajdziemy ich pełen komplet. Każdy klawisz wyposażony jest we własną diodę mogącą iluminować w jednym z 8 kolorów (żółty, pomarańczowy, czerwony, magenta, różowy, zielony, niebieski, fioletowy). Mamy też możliwość zmiany natężenia światła (4 poziomy jasności) lub jego całkowitego wyłączenia.
„Pro-gamerom” przypadną do gustu predefiniowane motywy pozwalające na zrobienie z klawiatury mrygającej światełkami choinki. Trybów jest cała masa, ale mnie takie rozpraszacze średnio interesują, dlatego w codziennym użytkowaniu postawiłem na podświetlenie w jednolitym kolorze plus powolne wygaszanie diody pod świeżo wciśniętym klawiszem. Przy okazji: prędkość z jaką zmienia się światło również jest regulowana.
Połączenie bezprzewodowe i podświetlenie?
To nie brzmi jak udany związek.
Ani na pudełku, ani w instrukcji, ani na samej obudowie nie udało mi się znaleźć informacji o pojemności akumulatora. Dopiero wizyta na stronie producenta rozwiała zagadkę i okazuje się, że dostajemy baterię 3000 mAh. Dużo czy mało?
Tak
Mając podświetlenie ustawione na najwyższą wartość i korzystając z niego zarówno do pracy jak i napisania niniejszego tekstu, mogę śmiało powiedzieć, że 3 dni to max co jesteśmy w stanie wycisnąć z baterii. Jeśli zredukujemy jasność na minimum, to dołożymy do wyniku dodatkowy dzień. Słabo?
Niekoniecznie. Wyłączając iluminację otrzymujemy sprzęt, który prawie się nie rozładowuje. Po tygodniu takiego użytkowania wskaźnik baterii nieprzerwanie pokazywał 100% naładowania. Jeśli zatem z ledów będziemy korzystali z głową, manualnie włączając je tylko wtedy kiedy są nam faktycznie potrzebne, to możemy wyciągnąć tydzień-dwa na jednym ładowaniu. Gdyby to wciąż było za mało, to zwyczajnie dopinamy kabel i zapominamy o problemie.
Samo ładowanie jest raczej wolne – podłączając rozładowaną klawę do portu USB w komputerze po godzinie dobijemy do 45%. Warto również nadmienić, że Moon sam próbuje oszczędzać energię tam gdzie może i po 2 minutach od wciśnięcia ostatniego klawisza gasi światło, a po jakiejś godzinie przechodzi w tryb uśpienia (wybudzenie trwa kilka sekund).



Możemy to zobaczyć również w systemie, ale tylko jeśli podłączymy klawiaturę po BT.
Moon 104 potrafi działać w 3 trybach: przewodowo, za pomocą dołączonego nadajnika 2.4GHz oraz przez Bluetooth. Z tym ostatnim jest bonus, bo możemy sparować do 3 urządzeń pomiędzy którymi będziemy się przełączać za pomocą kombinacji klawiszy.
Sprzęt może być podłączony aż do 5 urządzeń na raz!
A co ze stabilnością transferu? Przez USB wiadomo: super, igła, wszystko działa jak powinno. Bardzo cieszy, że przewód jest standardowy i odłączalny. Jeśli chodzi natomiast o przesył radiowy to tu już zależy od konkretnej sytuacji, do czego jesteśmy połączeni i jak daleko to się znajduje.
Dla przykładu: BT w laptopie działa elegancko i łapie wszelkie uderzenia w klawisze z kilku metrów. Ten sam tryb połączenia do stojącego pół metra dalej minikomputerka kuleje niemiłosiernie, ale to, że tam BT jest upośledzony wiedziałem już lata temu kiedy chciałem sparować słuchawki. Dlatego w pececika wpiąłem załączony dongle i nim komunikuję się w paśmie 2.4GHz. Póki klawiatura znajduje się na biurku, póty wszystko działa jak należy. Ale jak tylko spróbuję dać ją na kolana to już musze się liczyć, że od czasu do czasu jakieś uderzenie w klawisz zgubi się w eterze.
Pomiędzy trybami przełączamy się suwakiem na tylnej krawędzi, co jest średnio wygodne jeśli robimy to często. Za to, jeśli ustawimy tam Bluetooth to przeskakiwanie pomiędzy podłączonymi urządzeniami obsługujemy już z poziomu skrótów klawiaturowych. Zmiana nie jest błyskawiczna, ale te 3-4 sekundy czekania to w sumie całkiem niezły wynik.


Gra wstępna za nami. Teraz przechodzimy do części właściwej, najbardziej interesującej dla takich fetyszystów duszenia spacji i bicia entera jak ja. Pora odpowiedzieć na pytanie:
Jak się na tym pisze?
Nie najgorzej. Nawet całkiem nieźle. Jest spoko. Fajnie, fajnie.
Klawisze są dosyć niskie co mi bardzo przypadło do gustu. Zdecydowałem się właśnie na ten model, gdyż chciałem sprawdzić jak podejdzie mi niskoprofilowy mechanik. Strzał w dziesiątkę! Powierzchnia wszystkich klawiszy branych jako całość jest płaska, a nie schodkowa jak w przypadku K8S przez co dłonie mogą cały czas być uniesione na ten samej wysokości, bez opadania i podnoszenia w zależności czy chcemy klepnąć w spację czy w F5.
Key capy są zaoblone na krawędziach, nieco wklęsłe. Plastik z którego są stworzone jest matowy i lekko chropowaty, miły w dotyku i sprawiający wrażenie solidnego. Nie widać na nim kurzu tak jak na błyszczących odpowiednikach.
Brązowe switche nie są bezgłośne, ale ZNACZNIE cichsze od niebieskich. Z kolei w porównaniu z wspomnianą wcześniej membranówką Logitecha są delikatnie bardziej hałaśliwe, zatem korzystanie z nich w bezpośredniej odległości od śpiącego dziecka to proszenie się o kłopoty.


Położywszy palec na klawiszu ten lekko się dociska, ale potrzeba około 40g ciężaru aby switch zaskoczył, a na ekranie pojawiła się żądana litera. To dużo czy mało?
Zdecydowanie mało, a dla poniektórych ZA mało. Niebieskie switche wymagają z reguły 60g nacisku przez co trudno aby zostały wciśnięte przypadkiem, o co w produkcie Mageege jest wyjątkowo łatwo.
Jeśli miałbym wymienić jedną rzecz, która może irytować
to byłyby to zbyt łatwo wchodzące klawisze.
Ale nie zrozumcie mnie źle, w ferworze kreacji postów taki stan rzeczy tylko pomaga. Ręce unoszą się nad powierzchnią klawiszy, a palce płynnie ślizgają się po plastikowych czapach jak surferzy na hawajskich falach. Pisze się płynnie i przyjemnie.
Gorzej sprawa może wyglądać w innych sytuacjach. Poprawiając kod chciałbym bezwzrokowo uruchamiać żądane komendy skrótami. I tak przez parę-/parenaście-/paredziesiąt minut. Unoszenie rąk cały czas nie wchodzi w grę, chcę spokojnie ułożyć nadgarstki na blacie, a palce na klawiszach. I tutaj niestety pojawia się ryzyko nieopatrznego wciśnięcia nie tego przycisku, tylko dlatego, że paluch zbyt wygodnie ułożył się na jego powierzchni.
Nie pomaga również rozmiar obudowy Moon 104, której obrys tylko nieznacznie wystaje poza krawędzie key capów. Przenosząc, bądź przesuwając klawiaturę okrutnie łatwo przypadkiem wcisnąć coś czego wciskać nie chcemy. Czasem będzie to niegroźny ctrl, ale równie często trafi się enter z bloku numerycznego i zanim się zorientujemy przesuniemy kursor sto linijek w dół.

Klawiatura Doskonała?
Oto mam przed sobą trzy klawiatury czekające jak ci bohaterowie w Diablo na decyzję gracza, którym dzisiaj wyruszy po loot i chwałę:
Łotrzyk Logitech. Mały i o niewielkiej wadze, można mieć go zawsze przy sobie, aby w wolnej chwili wystukać parę zdań niecierpiących zwłoki. Co prawda, uderzenie w klawisz nie zada zbyt dużych obrażeń, ale za to jest bezszelestne i świetnie nada się do ataku z zaskoczenia.
Wojownik Dell. Wbudowana klawiatura w firmowym laptopie jest solidna jak tarcza ciężkozbrojnego i trzeba użyć sporej siły aby pokonać jej obronę. Daje to pewność, że dotknięte klawisze zostaną użyte tylko wtedy kiedy rzeczywiście tego potrzebujemy. Ich wyspowa natura sprawia, że z łatwością możemy walczyć na ślepo mając pewność, że każdy cios opadnie dokładnie na wybrany keycap.
Czerodziej Mageege. Potrafi wystrzeliwać magiczne „przyciski” znacznie szybciej niż jego koledzy, ale musimy się liczyć z tym, że część trafi nie ten cel, który wybraliśmy. Jego zaklęcia zużywają sporo energii, zatem należy pamiętać o regularnym odpoczynku. Doświadczony gracz z pewnością doceni finezję ataków księżycowego maga, którego wyspokopoziomowe czary koszą zastępy klawiszy w ułamkach sekund.

Decyzja nie jest prosta, więc może zacznę od modelu, którego nie wybiorę, a jest nim Logitech. Klawisze są zbyt gęsto upakowane, a ich użycie pozbawione jest jakichkolwiek emocji – ot jakbym pisał na kalkulatorze. Nie czuć powagi w sytuacji kiedy właśnie dokonuje się akt kreacji kolejnego wiekopomnego artykułu. K400r nada się na wyjazdach, w roli pilota do smart tv, albo jako zapasowy sprzęt.
W pracy używanie Moon’a zbyt często irytuje, bo albo muszę trzymać paluchy z dala od klawiatury, albo co i rusz docisnę nie to co trzeba. Tu z pewnością postawiłbym na nożycówkę.
Natomiast jeśli chodzi o to czym właśnie się zajmuję czyli wystukiwanie dłuższych tekstów, to Mageege w 100% odpowiada moim potrzebom. Pisze się szybko, wygodnie, jest przyjemny „feeling” klepania w klawisze, a do tego nie pobudzę w nocy wszystkich domowników jeśli akurat wtedy dopadnie mnie wena na dopisanie kolejnego akapitu.

Werdykt
Oficjalna strona producenta wycenia Moon 104 na 237 zł (+ darmowa przesyłka na terenie Polski). Cena jest całkiem niezła, bo w przedziale 200-300zł nie znajdziemy zbyt dużej konkurencji oferującej te same możliwości. Niskoprofilowe mechaniki to nisza która wciąż czeka na zagospodarowanie.
Jeśli mamy kilka sprzętów którymi chcielibyśmy zarządzać z poziomu jednego urządzenia wskazującego, zależy nam na ciszy, ale jednocześnie cenimy fajny feeling wduszania klawiszy to z ręką na sercu mogę produkt Mageege polecić. Sprawdzi się jako domowa klawiatura dla niedzielnych graczy oraz do obsługi szeroko pojętych „multimediów”.
Profesjonalistom (tj. „gamerzy” z prawdziwego zdarzenia, pracownicy IT, urzędnicy biurowi) jednak zalecałbym rozejrzenie się za czymś bardziej dopasowanym do ich potrzeb – z lepiej odseparowanymi klawiszami, z softem do customizacji i tworzenia makr, czy z dodatkowymi klawiszami funkcyjnymi.
Świetny kawałek sprzętu, ale nie dla każdego.
