
O montażu okien na parterze już pisałem. Dzisiaj dokończymy temat – będzie o pozostałych pomieszczeniach oraz o tym jak to samodzielnie zamawiałem i montowałem drzwi wewnętrzne.
Jeśli chodzi o okna to sprawa wyglądała tak, że wszędzie były drewniane, podniszczone i popękane, w całości do wymiany. Z początku zamówiłem tylko cztery sztuki, chciałem wpierw zobaczyć co potrafi ta firma. O szczegółach napisałem w TYM artykule. Odczekałem swoje, fachowcy przyszli, uwinęli się w trymiga i poszli. Sprawa załatwiona?
No niekoniecznie, bo do wymiany postało jeszcze to wszystko co na poddaszu, a tam dwa okna zwykłe i jedno balkonowe (z drzwiami). Plus dwa małe lufciki w piwnicy.
O ile z piwnicznymi oknami mi się nie spieszyło bo i tak wymieniłem je na naprędce skonstruowane moskitiery (dla lepszej wentylacji), o tyle piętro chciałem mieć zrobione jak najszybciej.
Nie ma się co rozpisywać, bo byłaby to powtórka z rozrywki – po kolejnym miesiącu czekania odwiedzili mnie ci sami specjaliści, wywalili stare, założyli nowe, zapiankowali i poszli. Zdjęcia macie poniżej:





Ciekawszą rzeczą było instalowanie okien w piwnicy, bo tu postanowiłem pobawić się osobiście. Wpierw zamówiłem dwa plastikowe, jednoszybowe na Allegro – nie było sensu przepłacać, bo to i tak tylko piwnica, bez ogrzewania i estetyki, ot żeby mróz w zimie nie atakował mi rurek z wodą.
Dodatkowo, jako, że otwory na to przeznaczone były stosunkowo małe (60×40) to chciałem aby rama była jak najwęższa i jak najwięcej światła mogło się przedostać do wnętrza. A ze względu na sporą wilgotność wolałem nie mieć tam elementów metalowych.
Tyle teorii, teraz część praktyczna. Robotę rozpocząłem od wyłamania drewnianych futryn i zdarcia tynku do samego betonu. Potem przyłożyłem nowe okno i sprawdziłem czy pasuje. A pasowało połowicznie – w końcu kupowałem gotowe, a nie robione na wymiar – na wysokość w sam raz, ale ciut za wąskie. Ustawiłem w pionie, zaklinowałem i zaznaczyłem na betonie gdzie będzie kotwione. Zdjąłem okna, młotem udarowym wywierciłem cztery otwory pod kołki, założyłem wszystko tak jak było i przykręciłem do ściany. Zapiankowałem z góry, z dołu i pozostawiłem do wyschnięcia. W tym czasie dociąłem na wymiar listewki, które miały wypełnić luki po obu stronach okna i je też zapiankowałem. Wszystko zajęło mi jakieś 6 godzin.



Drzwi
Tak na dobrą sprawę, to wszystkie drzwi wewnętrzne mogłem zostawić tak jak były, bo tam nie ma większej filozofii – w końcu chodzi o to aby się otwierały i zamykały. No, ale jak już remontowałem to na całego.
Zamarzyły mi się drzwi drewniane, sosnowe. Takie, żeby było widać słoje i sęki. Żona dodała do tego, że mają być białe. Z początku szukaliśmy ofert w okolicznych sklepach, ale tam albo mieli same z płyt laminowanych, albo drewniane, ale masakrycznie drogie. Sprawdziłem więc jak się rzecz ma na Allegro i w końcu znalazłem to czego szukałem:
Drzwi sosnowe z ościeżnicą i zamkiem za niecałe 400 zł:

Idealnie! Co prawda kolejną stówę trzeba było dołożyć za transport, ale skoro kupowałem cztery sztuki to mi się to fajnie rozłożyło. Miesiąc czekania i dostawa pod sam dom. Oczywiście nie zająłem się nimi od razu, bo wtedy jeszcze byłem zajęty tynkowaniem, a ostatnie czego chciałem to upaskudzić nowy nabytek cementem. Wpierw powędrowały na strych – ogólnie warto aby drewno wcześniej trochę poleżało w miejscu gdzie będzie montowane, „oswoiło” się z temperaturą i wilgotnością.
Ten czas leżakowania spędziłem również na malowaniu wierzei. Zastanawiałem się wcześniej czym to zrobić:
- bejcą?
- lakierobejcą?
- impregnatem?
- farbą?
Przeprowadziłem stosowne testy na osobnej deseczce i wyszło mi, że impregnat ma za słaby kolor, bejca nie chroni drewna, a zwykła farba maskuje słoje. Pozostała mi zatem Skandynawska Biel od Sadolina.
Pomalowałem raz i po wyschnięciu od razu widać, że na tym się nie skończy. Po drugiej warstwie było już znacznie lepiej, ale właściwy odcień i połysk osiągnąłem dopiero za trzecim podejściem. W sumie na cztery drzwi z ościeżnicami poszły mi trzy puszki farby (0,75 litra).


Co do montażu to wygląda to podobnie jak z oknami. Wpierw trzeba przyczepić ościeżnicę – wkładamy ją we wnękę, sprawdzamy czy jest równo i w pionie. Klinujemy. Potem zakładamy na to skrzydło drzwiowe i sprawdzamy czy chodzi płynnie, nie blokuje się, nie odstaje. Jak coś to regulujemy zawiasami – wkręcamy bądź wykręcamy. Kiedy już jest tak jak trzeba to zamykamy drzwi, a pomiędzy futrynę wkładamy deski. Dzięki temu pianka nie ściśnie ich do środka podczas rozprężania. Najważniejszy jest ten właśnie moment ustawiania i planowania, jak zrobimy to dobrze to samo zapiankowanie będzie już tylko formalnością.
Na sam koniec zakładamy klamki i szyldy. Muszę przyznać, że z tym mi zeszło znacznie więcej czasu niż podejrzewałem, a wszystko przez dziwną konstrukcję mechanizmu i trudności w dostaniu się do odpowiednich śrubek. Dlatego przy wyborze polecam zajrzeć na komentarze innych kupujących, warto wybrać coś prostego w obsłudze.
Drzwi założone, teraz wystarczy już tylko zrobić szpalty, ale o tym opowiem w następnym odcinku.